Stelle z królewskiej konnej
Mam dwa psy, co prawda nieco chrome, lecz i tak pobiję zaprząg De Bara!
Nie upłynęły i dwie godziny, a już Filip wraz z Indianinem kroczył poprzez zachodnią połać boru.
Ciemnolicy Chippewyan brnął przodem, dalej szły sanie, a Filip tworzył ariergardę. Obaj mężczyźni nieśli minimalny bagaż.
Steele złożył nawet na saniach karabin i plecak, pozostawiając tylko u pasa ciężki służbowy rewolwer.
Była pierwsza, lecz ukośne promienie słońca, pozbawione ciepła i jedynie weselące wzrok, bladły już na siwym niebie.
Zapadał upiorny zmierzch, o tej porze roku trwający dobrych kilka godzin.
Czarny las ciemniał wokół nich coraz bardziej, a Filip, patrząc na bure grzbiety pracowitych husky i na plecy milczącego Indianina — wzdrygnął się raptem.
Dreszcz ten nie był wywołany mrozem ani tym bardziej strachem, lecz ponurym przygnębieniem, którego się nie mógł pozbyć.
Steele stworzył w głębi serca wizerunek De Bara i polubił tego wygnańca, nie znając go nawet osobiście.
Jakkolwiek wielokrotny morderca, Siódmy Brat stanowił typ w jego guście; tego rodzaju człowieka chciałby mieć za przyjaciela.
Ale teraz — gęstniejąca ciemność, mroczne niebo, Indianin równie niemy, jak rzędy gonnych sosen, półdzikie psy, oraz ogromna cisza pustkowia — wszystko to przypominało mu
dobitnie o celu wyprawy. Wyobrażał sobie, że tak samo właśnie szli ongiś Forbes, Bannock, Flesham i Gresham — szli, by nigdy nie wrócić.
Zapewne oni również osłabli duchowo, doświadczając tragizmu sądowych omyłek; gdyż nic tak nie budzi sumienia w głębi ludzkiej piersi, jak bliskość arktycznego kręgu.
W kniei, przed nim, był De Bar; De Bar wyjęty spod prawa, czujny, podstępny, planujący zasadzki, jak w swoim czasie dla tamtych czterech.
Zjadł przecież zęby na tej niebezpiecznej grze. Miał na sumieniu niejedną ofiarę, a każdy trup czynił go groźniejszym dla nowego przeciwnika.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 Nastepna>>