Stelle z królewskiej konnej
Słup zbliżał się, rósł, emanował ciepłem. Filip miał wrażenie, że nowe życie wstępuje w jego obumarłe członki.
Klucząc między garbami dwóch zasp, jął zstępować w głąb kotliny, której dno zdawało się nieosiągalne niby przepaść.
Potem gramolił się dalej ku górze, wbijając sztywne pięści w śnieg i podciągając na nich bezwładne ciało.
U szczytu spoczął chwilę, prawie mdlejąc, i oto z drugiej diuny uniosła się ku niemu jakaś twarz.
Było to ludzkie oblicze: brodate, nędzne, straszliwie wychudzone, lecz Filip nie wgłębiał się w szczegóły.
Na nim ta twarz robiła wrażenie maski cyklopa, wrogiej i groźnej; wiedział, iż należy do Williama De Bar, Siódmego Brata!
Rzucił się naprzód, a De Bar skoczył mu naprzeciw.
Sczepili się miękko chwytem bezsilnych dłoni i spleceni — potoczyli w dół zaspy. Mięśnie odmawiały im posłuszeństwa, lecz walczyli tym zacieklej.
Ledwo tlące iskry życia ścierały się wzajem, aż obie przygasły i dwaj wrogowie leżeli dysząc, charcząc, niemal w agonii.
Oczy Filipa przywarły do ognia.
Był to skąpy ogieniaszek, lecz jemu wydał się wielki niby pożar, i raptem ponad wszystko inne zapragnął wejść w płomienie i czuć na ciele ich kąśliwą pieszczotę.
Tracił przytomność. Bełkotał coś niezrozumiale, z długimi przerwami między jednym słowem a drugim. Nagle ocucił go czyjś szorstki głos.
— Marzniesz — mówił ktoś chrapliwie.
— Umieram — szepnął Filip z wysiłkiem.
— A ja głoduję.
To przemawiał De Bar. Wstawał właśnie, widać nabrał już nieco sił.
Filip skulił się instynktownie w oczekiwaniu napaści, lecz zamiast tego ujrzał przed sobą wielką dłoń w futrzanej rękawicy.
— Daj łapę, kolego! — przemówił znów De Bar.
— Zawrzyjmy na chwilę rozejm! Musisz zdjąć, co masz na sobie, gdyż inaczej — zginiesz!
Steele machinalnie wyciągnął rękę.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 Nastepna>>