Stelle z królewskiej konnej
Lampa, którą zgasił wieczorem, płonęła mdłym ogieńkiem. W jej słabym świetle stał MacGill, na pół ubrany, nasłuchując.
— Co się stało? — zagadnął Filip.
MacGill drgnął i odwrócił się śpiesznie w kierunku pieca.
— Nerwy zapewne! — wyjaśnił ponuro. — Ale nie chciałem pana zbudzić!
Od godziny zrywam się raz po raz, gdyż wciąż mi się zdaje, że słyszę wołanie.
— Wołanie?
— Tak! Jeszcze leżąc, byłbym przysiągł, że ktoś krzyczy na zewnątrz.
Lecz gdy wstałem, nikt się już nie odzywał. Czatowałem u drzwi, ażem przemarzł na kość.
— To wiatr — rzekł Steele niedbale.
— Na pustkowiu niejednokrotnie dręczyły mnie podobne przywidzenia.
Czasem przysiągłbym, że zaginione dzieci lamentują pośród diun, to znów kobiety zawodzą albo wrzeszczą mężczyźni... Radzę iść spać!
— O!... Słyszy pan?
MacGill zesztywniał, bladą twarzą zwrócony w kierunku drzwi.
— Na Boga! Czyż to był wiatr? — spytał po chwili. Filip wyskoczył z pościeli i szybko wdziewał ubranie.
— Proszę się odziać i wyjdziemy! — mówił gorączkowo. Jednocześnie dopadli drzwi, otwarli je i wyszli z chaty.
Ciężkie niebo miało jednolitą barwę ołowiu, z wyjątkiem jasnej mgiełki, kryjącej księżyc.
Z północy, poprzez monotonną roztocz śniegu, dyszał nierówny wiatr, porywając czasem kłęby srebrnego pyłu z hukiem i gwizdem, to znów cichnąc niemal do szeptu.
W jednej z takich głuchych chwil obaj mężczyźni wstrzymali oddech. Z nieokreślonej bliżej dali dobiegał głos ludzki.
— Pio-o-o-trze Tho-o-reau! Hej, Pio-o-o-trze Tho-o-reau!
— Tam! — dygotał MacGill.
— Wręcz przeciwnie, tam! — wskazywał Filip. Krzyknął co siły w płucach, a w odpowiedzi zabrzmiał znów
głos, wzywający Piotra Thoreau.
— Miałem rację! — wrzasnął doktor. — To tam, idziemy! Skoczył naprzód, lecz Filip, śledząc wzrokiem jego ruchomą
sylwetkę, zwlekał jeszcze.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 Nastepna>>